Ilustracje z pism francuskich z czasów sprawy Dreyfusa. Z lewej wyobrażenie jego degradacji w styczniu 1895 r. Postać kobieca symbolizuje Sprawiedliwość, która strąca go między potępionych i zdrajców. Po prawej antysemicka litografia przedstawiająca dreyfusardów w postaci… (Fot. East News, BE&W)
“Będziemy dbali o podsycanie zdrowego i radosnego instynktu wstrętu, jaki francuski naród żywi wobec Żyda”
Jolanta Kurska
Publicysta Léon Daudet: – Pośród tchórzy i obrzezanych psów znalazł się tylko jeden patriota, który odważył się strzelać do Dreyfusa. Z cyklu “Adam Michnik poleca”
.
Po klęsce Francji w wojnie z Prusami w 1870-71 r. przez 20 kolejnych lat „republikański” nacjonalizm – oparty na idei suwerenności narodu, wierze w postęp i braterstwo między narodami – rozpalał w kraju gorączkę patriotyzmu. Nieobce mu były także nastroje rewanżystowskie wobec Niemiec, a armia stała się symbolem jedności narodowej, wcieleniem patriotycznych nadziei. Nacjonalizm ten był – zdaniem historyka Michela Winocka – „do pewnego stopnia nacjonalizmem otwartym ze względu na definicję narodu, jaką wyznawał” (Winock, „Les nationalismes francais”, w: „Le XX siecle idéologique et politique”, 2009).
Istotnie, „naród jest duszą, zasadą duchową” – mówił filozof i pisarz Ernest Renan w wykładzie „Co to jest naród“, wygłoszonym na Sorbonie w 1882 r. Budują go dwa elementy: „wspólne, bogate dziedzictwo wspomnień” oraz „zgoda, pragnienie, by żyć razem”. I konkludował: „Istnienie narodu jest codziennym plebiscytem”. (Cytaty za: Renan, „Co to jest naród?”, przekład Grażyny Majcher, Wydawnictwo Akademickie Dialog, Fundacja Centrum im. prof. Bronisława Geremka, 2018).
W przeciwieństwie do niemieckiej, „etnicznej” koncepcji narodu, Francuzi wyznawali koncepcję przynależności do narodu „z wyboru”. Nacjonalizmowi republikańskiemu, przesyconego mitem „Wiecznej Francji”, obca była dyskryminacja rasowa.
Później, w walce idei i wartości wywołanej sprawą Alfreda Dreyfusa [kapitana sztabu generalnego pochodzenia żydowskiego, w 1894 r. oskarżonego fałszywie o szpiegostwo na rzecz Niemiec], wykrystalizował się nacjonalizm „oblężonej twierdzy”, ekskluzywny, który nie do końca pokrywał się z obozem prawicowym ani z jedną klasą społeczną. Była to raczej „nowa prawica” (Winock, „Les affaires Dreyfus”, w: „Vingtieme Siecle. Revue d’histoire”, 1985), która wywodziła się z jednej strony z konserwatywnej, katolicko-monarchistycznej prawicy, z drugiej zaś miała ludowe, nierzadko lewicowe korzenie.
O ile czytelnicy nacjonalistycznej i antysemickiej „La Libre Parole” Édouarda Drumonta byli zasadniczo „klerykałami” lub/i monarchistami, o tyle ci, którzy sięgali po inny antydreyfusowski dziennik, „L’Intransigeant” Henry’ego Rocheforta, byli zdecydowanymi antyklerykałami. Łączyły ich nacjonalistyczne fobie: parlamentaryzm, Żyd, obcy, niemiecki szpieg.
Choć francuski nacjonalizm wyrósł w cieniu porażki Francji w 1871 r., od której nie był w stanie się uwolnić, nie kierował się wyłącznie chęcią odwetu. Ostrza swojego ataku kierował przede wszystkim na obóz tzw. anty-Francji, szeroką koalicję „wrogów wewnętrznych”, wspierających reżim republikański.
„Te zwierzęta niszczą ojczyznę”
Już w latach 80. XIX wieku, wraz z narodzeniem się ruchu bulanżystowskiego, pierwotnie osadzonego na lewicy, narastała krytyka Republiki, odsądzanej od czci i wiary za rzekome oddalenie się od narodowych wartości i imperatywów. [Ruch bulanżystowski – od nazwiska francuskiego generała i polityka Georges’a Boulangera, ministra wojny III Republiki w latach 1886-87. Po nieudanej próbie zamachu stanu w 1889 r. i ucieczce generała do Belgii, jego ruch przestał istnieć].
Niejasny program tego niejednolitego ruchu, karmiący się ideami od skrajnej lewicy po skrajną prawicę, a także populistyczną złością i pragnieniem rządów silnej ręki, zostawiał każdemu – także prekursorom faszyzmu – możliwość odnalezienia się i pokładania w nim swoich nadziei. Istotnie bulanżyzm stał się kuźnią nowego, ekskluzywnego nacjonalizmu, który się prawdziwie wzmocnił i rozwinął podczas sprawy Dreyfusa.
Ważną rolę w promowaniu nacjonalizmu „zamkniętego” odegrały nacjonalistyczne Ligi, zwłaszcza Liga Patriotów, założona w 1882 r. przez pisarza i polityka Paula Déroulede’a. Mobilizowała ona klientelę republikańską. Rozwiązana w wyniku sporów wewnętrznych w 1889 r., odrodziła się wraz z wybuchem sprawy Dreyfusa, głosząc otwarcie antyrepublikańskie, antysemickie i ksenofobiczne treści.
Rekrutowała ona swoich członków zwłaszcza spośród klas pracujących. Za to jej bliźniacza siostra, powstała w 1898 r. Liga Ojczyzny Francuskiej, w ramach protestu przeciwko dreyfusowskim intelektualistom i w odpowiedzi na utworzenie przez nich Ligi Praw Człowieka, skupiała w swoich szeregach licznych przedstawicieli intelektualnej socjety: członków Akademii francuskiej, pisarzy, poetów, popularnych malarzy i ilustratorów – m.in. Jules’a Verne’a, Francois Coppée, Jules’a Lemaitre’a, José-Marię de Heredia, Edgara Degasa, Auguste’a Renoira czy Caran d’Ache’a.
Nacjonalizm czasów sprawy Dreyfusa podporządkowywał wszystko wyłącznie interesom narodu, państwa narodowego, jego mocy i wielkości, a jego przedstawiciele zawłaszczyli sobie wyłączne prawo do patriotyzmu. U podstaw tego myślenia leżał strach przed dekadencją i upadkiem narodu, do którego prowadzić miały – zdaniem nacjonalistów – m.in. słabość demograficzna, prawo do rozwodów, emancypacja kobiet, indywidualizm, postępująca sekularyzacja.
Nacjonaliści „oblężonej twierdzy” odmawiali swoim adwersarzom jakiejkolwiek pozytywnej cechy, przynależności do francuskiej wspólnoty narodowej, a nawet do wspólnoty ludzkiej. Rezultatem stygmatyzacji i oszczerstw prowadzących do wykluczenia była ekskluzywna koncepcja narodu, w której tzw. prawdziwi Francuzi występowali przeciwko obozowi „anty-Francji”, złożonego z gorszych, ich zdaniem, i przede wszystkim niebezpiecznych dla ojczyzny obywateli.
Ich działanie pozwalało nienawiści przybierać uwodzicielskie formy twórczej kreatywności, odwoływać się do surowych kar dla „zdrajców”, usprawiedliwiać przemoc fizyczną. Po to, by ostatecznie uwolnić naród od wewnętrznych wrogów: Żydów, protestantów, dreyfusardów, „intelektualistów”. Nienawiść była nieodłącznym rewersem miłości do ojczyzny, pełna egzaltacji ekspresja nienawiści do Żydów, obcych i inaczej myślących musiała być brutalna, ludowa i kontestacyjna. Tylko wówczas bardziej mobilizowała i integrowała ponad podziałami.
Nie brakowało zachęt do przemocy w tekstach nacjonalistycznych pisarzy. I tak oto Charles Maurras w artykule „Pierwsza krew” (w monarchistycznej i nacjonalistycznej „La Gazette de France”, 6-7 lipca 1898), odczłowieczając dreyfusardów – nazwał ich „zwierzętami”, gdyż niszczyli święte „prawa ojczyzny”, „zasady konstytuujące społeczeństwa oraz same reguły ludzkiego rozumienia” – tak uzasadniał użycie wobec nich przemocy: „jest to właśnie jeden z tych przypadków nieracjonalności, bestialstwa, na które (…) nie można odpowiedzieć inaczej, jak zadając cios nożem”.
Użycie siły w celu zastraszenia i uciszenia tych, którzy domagają się prawdy i sprawiedliwości, wydawało się więc logiczną konsekwencją. „Naród zareagował stosownie do swoich możliwości, lżąc Zolę, wybijając szyby Żydom i śpiewając »Marsyliankę«. To dobra reakcja”. I dalej: „Brutalna siła ukarała w ten sposób brutalny język dreyfusardów”.
Nienawiść piękna rzecz
Spośród młodych intelektualistów, którzy na przełomie XIX i XX wieku inspirowali się ideami Édouarda Drumonta, głównego piewcy antysemityzmu i autora „Żydowskiej Francji”, dwóch zwłaszcza zapisało się w historii francuskiego nacjonalizmu: Maurice Barres i właśnie Maurras.
Urodzony w 1862 r. w Lotaryngii w katolickiej rodzinie Barres w swojej twórczości sławił wielkość utraconej po klęsce Francji w 1871 r. prowincji. Stała się ona dlań motywem przewodnim patriotycznego wzmożenia, ostatnią szansą na ukierunkowywanie francuskiej „energii narodowej”. Utrata Alzacji i Lotaryngii była w jego oczach symptomem „choroby”, która toczyła Francję – pisał w powieści „Wykorzenieni” („Les Déracinés”). Wywołały ją zdrada „innych” i odcięcie się Francuzów od własnych korzeni i tradycji.
Dlatego piętnował „obcego, który jest pasożytem i nas zatruwa”, i władzę pieniądza. Motyw dekadencji łączył się z radykalną krytyką nowoczesności, nostalgią za złotym wiekiem. Odwołanie się zaś do prostego ludu mogło – jego zdaniem – podnieść kraj z ruiny, tylko on bowiem „strzeże krwi narodu” („Scenes et doctrines du nationalisme”).
Charles Maurras, prowansalczyk z urodzenia (1868), wychowany w duchu katolickim, zmagał się od 14. roku życia z głuchotą. W 1885 r. osiadł w Paryżu, gdzie chciał studiować na Sorbonie filozofię, jednak głuchota uniemożliwiła mu uczestnictwo w wykładach. Pod wpływem Barresa, którego poznał w 1889 r., popierał ruch bulanżystowski, a w czasie sprawy Dreyfusa zaangażował się po stronie antydreyfusowców. Po powstaniu w 1908 r. dziennika „L’Action Francaise” (wokół którego rozwinął się ruch Action Francaise) wszedł do jego komitetu redakcyjnego i przez 36 lat publikował w nim niemal codzienne edytoriale.
Maurice Barres w artykule „La formule anti-juive” opublikowanym w „Le Figaro” w lutym 1890 r. stwierdzał: „To nienawiść, po prostu nienawiść, której ekspresję widzimy przede wszystkim w tej antyżydowskiej formule. (…) Nienawiść jest jednym z najbardziej wyrazistych uczuć, jakie produkuje nasza cywilizacja. Nasz gwałtowny sprzeciw wobec luksusu i ubóstwa wytwarza ją i wzmacnia przez cały czas: nigdy jej nie zabraknie tym, którzy chcą ją wykorzystać”.
Jednoczący antysemityzm i antyrepublikanizm nacjonalistów mobilizował emocje tłumu, przeciwstawiał swoją brutalną siłę starym nawykom krytyki i refleksji, które – ich zdaniem – wyjaławiały działanie. Wydobywał najniższe instynkty z mas, świadczył o ich żywotności i sile. Symbolizował także zerwanie z reżimem republikańskim i jego zasadami oraz odrzucenie spuścizny rewolucji francuskiej. Nienawiść była nieodzownym instrumentem obalenia owego „reżimu”, wyzwolenia zbawczej energii i namiętności przeciwko „Republice Żydowskiej”.
W 1896 r., podczas obchodów czwartej rocznicy powstania dziennika „La Libre Parole”, Barres wychwalał tę „świętą i zbawczą nienawiść”, która przygotowywała opinię publiczną na nieuniknione, „heroiczne i chirurgiczne decyzje”. Podobnie Maurras, który nawoływał patriotów: „Przygotujmy broń… Dajmy upust naszemu gniewowi. Odważmy się nienawidzić”.
(Laurent Joly, „Le nationalisme francais des années 1880-1900 et l’exaltation de la haine, »légitime«, »saine«, »populaire«, contre le juif”, 2009).
Istotnie, pisarze i publicyści antydreyfusowscy – także ci znani, np. Léon Daudet czy Ferdinand Brunetiere, krytyk literacki i dyrektor prestiżowego pisma „Revue des Deux Mondes” – zaczęli używać swych piór do podgrzewania emocji, które później gloryfikował nazizm: zwłaszcza nienawiści do wroga, w tym przypadku Żyda, masona i protestanta.
W tym klimacie nieprzypadkowa była więc próba zabójstwa Fernanda Laboriego, adwokata Dreyfusa podczas procesu w Rennes, wokół którego – w obawie przed uniewinnieniem oskarżonego – nacjonaliści rozpętali prawdziwe, histeryczne emocje. I tak oto 14 sierpnia 1899 r. zamachowiec strzelił Laboriemu w plecy na ulicy, wykrzykując triumfalnie: „Zabiłem dreyfusarda!”. Wydarzenie to zainspirowało antydreyfusowską piosenkę: „Jedyne, czego żałujemy,/ to to, że ta kula/ i szkoda/ zatrzymała się w drodze”.
Do dziś nie wiadomo, jaka była prawdziwa przyczyna przedwczesnej śmierci Zoli w 1902 r. Istnieją przypuszczenia, że doszło do zabójstwa, choć wedle oficjalnej wersji policji zmarł na skutek zatrucia tlenkiem węgla, gdyż przewód kominowy był zapchany (Alain Pages, „Émile Zola. De »J’accuse« au Panthéon”).
Czegóż innego dowodziło postrzelenie Dreyfusa podczas przewożenia prochów Zoli do Panteonu 4 czerwca 1908 r. przez dziennikarza Grégoriego, nacjonalistę i antysemitę, jeśli nie trwałości raz zasianej nienawiści? Grégori zdołał oddać dwa strzały w stronę Dreyfusa, raniąc go w ramię. Choć oskarżony był o próbę zabójstwa z premedytacją, został uniewinniony. A nacjonaliści z kręgów „L’Action Francaise” wychwalali jego patriotyczny, „bardzo francuski” gest.
Któżby przypuszczał także, że 110 lat później w niepodległej Polsce mechanizmy dehumanizujące przeciwników politycznych odżyją w takich określeniach jak „element animalny”, „mordy zdradzieckie”, nosiciele „genu zdrady”, a na przemoc na polskich ulicach wobec kobiet bitych teleskopowymi pałkami będzie przyzwolenie władzy?!
Świadomy zagrożenia ze strony nacjonalizmu był filozof i pisarz katolicki, obrońca Dreyfusa, Charles Péguy, który zaraz po wyborach parlamentarnych w 1902 r., w których wprawdzie zwyciężył blok lewicowy, z niepokojem pisał w „Cahiers de la Quinzaine”: „wybory dowiodły, iż ofensywa sił nacjonalistycznych jest o wiele bardziej zwarta, zatacza coraz szersze kręgi, jest bardziej radykalna, niż się spodziewaliśmy. Kłótnie pomiędzy czołowymi nacjonalistami, antysemitami, nie powinny przesłonić nacjonalistycznego i antysemickiego niebezpieczeństwa. I choć ponieśli oni w tych wyborach porażkę, któż nie widzi, że te partie mają na swoich usługach wielkie emocje i zwarte masy. Ruchy tak rozległe, głębokie i trwałe nie powstają przez podstęp czy sprytne sztuczki”.
Nie każde nawoływanie do przemocy w sferze publicznej kończy się przemocą fizyczną, jednak z reguły każdy akt przemocy poprzedzony jest nienawistnym nawoływaniem do agresji, czyni ją możliwą, usprawiedliwioną, a nawet pożądaną.
Dyskurs „nacjonalizmu oblężonej twierdzy”, uzbrajający umysły przeciwko wrogom wewnętrznym, był czymś więcej niż tylko prostą metaforą, skoro Daudet przyklasnął próbie zamordowania Dreyfusa przez Grégoriego: „Ojczyzna doznała podwójnego splugawienia: Zola w Panteonie i to w nagrodę za »J’accuse…!«! Pośród tchórzy i obrzezanych psów był tylko jeden odważny człowiek: Grégori” („Le geste de Grégori”, „L’Action Francaise”, 6 września 1908).
I tak oto ekskluzywny nacjonalizm przełomu XIX i XX wieku przygotował grunt dla narodowej prawicy, populistycznej i ksenofobicznej, w XX i XXI wieku.
Zszargany honor armii
Po słynnym artykule Zoli „J’accuse…!”, opublikowanym w „L’Aurore” 13 stycznia 1898 r., oraz w obliczu możliwej rewizji procesu Dreyfusa doszło do scalenia szerokiej koalicji antydreyfusowców, przekonanych, że uniewinnienie Dreyfusa byłoby kolejnym upokorzeniem Francji i zszarganiem honoru armii.
W tym klimacie, w kwietniu 1898 r., powstał nacjonalistyczny ruch pod nazwą Komitet Akcji Francuskiej, który podsycał strach przed niemieckim zagrożeniem, osłabieniem armii, upadkiem Francji. Jednym z głównych motorów tego przedsięwzięcia był antysemityzm przestrzegający przed rosnącymi wpływami „Żydów Republiki”.
W czerwcu 1899 r. ów ruch posiadał już swój dwumiesięcznik „Revue de l’Action Francaise”, który w 1908 przekształcił się w gazetę codzienną o znacznie większym zasięgu. Maurras publikował w nim regularnie.
Gazeta skutecznie mobilizowała opinię publiczną, organizując kampanie prasowe potępiające skandale III Republiki. Choć początkowo założyciele „L’Action Francaise” – Henri Vaugeois i Maurice Pujo – nie chcieli zrywać z Republiką, w czasie sprawy Dreyfusa pismo agitowało antydrefusowców w duchu antyrepublikańskim i silnie antysemickim.
Założona na mocnych fundamentach doktrynalnych Action Francaise była przez prawie 40 lat ruchem nacjonalistycznym – także budzącym strach ruchem ulicznym – a dzięki dziennikowi stała się wpływową kuźnią ekskluzywnego nacjonalizmu.
„Najsilniejszą polityczną grupą, która jest w stanie podjąć uliczne działania, jest oczywiście Action Francaise. Jest pewne, że gdyby jutro Maurras wydał rozkaz, by wyjść na ulice, zrobiłyby to setki, tysiące obywateli. Jest także pewne, że byliby oni skłonni dla sprawy narażać własne życie. Każda partia potrafi zgromadzić w Paryżu ludzi, którzy podczas wieców skandują i klaszczą, ale tylko AF potrafi zebrać ludzi gotowych umrzeć dla sprawy, a to rzadkość” – pisał w 1929 r. dziennikarz Louis Latzarus.
AF wspierała się na uzupełniających się filarach: antysemityzm, antyrepublikanizm, Kościół, Monarcha – Dyktator.
Obalić choćby siłą
W jednym z pierwszych artykułów pismo jasno określiło swoje założenia programowe: „przede wszystkim walka z obrońcami Dreyfusa. Analizując i komentując ten pouczający przypadek [Dreyfusa], »L’Action Francaise” będzie dbała o usprawiedliwianie i podsycanie zdrowego i radosnego instynktu wstrętu, jaki francuski naród żywi wobec Żyda. Antysemityzm będzie miał na łamach naszej gazety myślących sprzymierzeńców. Będą się starali pogłębiać i wyjaśniać jego historyczną i naturalną legitymację”. Autorem artykułu był Vaugeois („Réaction, d’abord”, „L’Action Francaise”, 1 sierpnia 1899).
Wedle Vaugeois antysemityzm był odpowiedzią na „niewyobrażalną pogardę”, jaką Żydzi żywić mieli do Francuzów. Pisał także, że tylko francuski lud potrafił uchwycić spontanicznie „tę prawdę, którą my musimy zrozumieć, a lud ją już wyczuwa. Dla ludu Żyd jest niebezpieczny, jakkolwiek by był oczyszczony i zasymilowany. Powiem wręcz, wzmacniając tę tezę, że Żyd jest jeszcze bardziej niebezpieczny, gdy jest oczyszczony, zasymilowany i ucywilizowany”.
Vaugeois – antydreyfusowiec o lewicowych korzeniach – jeszcze w sierpniu 1899 r. na łamach swojej gazety wyznawał, iż „nienawidzi ciepłej wody w kranie” (czyli istniejącego burżuazyjno-republikańskiego porządku), a jego pragnieniem było „obudzenie dwóch prawd: reakcyjnej i lewicowej” („Lettre a Mailly”, „Bulletin de l’Action Francaise”). Ale już kilka tygodni później zdał sobie sprawę, że pod wpływem Maurrasa – twórcy doktryny nacjonalizmu „integralnego” (łączącej nacjonalizm z rojalizmem, zakładającej, że jedynie instytucje monarchii na czele z dyktatorem-królem mogą realizować interes narodowy) – patriotyzm przechodzi na pozycje nacjonalistyczno-prawicowe i coraz bardziej skłania się ku „prawdzie monarchistycznej”. Odtąd przedstawiano Republikę jako wcielone zło: „Republika zdradza Francję, gdyż republikanie gardzą francuskim duchem, nienawidzą go…” – pisał Vaugeois („Aux Républicains”, 1 września 1899).
Nacjonaliści z kręgu AF z Barresem na czele twierdzili, że ideał republikański legł w gruzach pod niszczącym wpływem Żydów, protestantów i masonów. Głosili apologię republiki antyparlamentarnej i plebiscytarnej, ustanowienie rządów twardej ręki, na czele z silnym przywódcą, który zemściłby się na „kosmopolitach” za rujnowanie Francji. Później pod wpływem Maurrasa popierali nacjonalizm integralny.
Odkąd w 1908 r. „AF” stała się dziennikiem, jej znaczenie stale rosło, zyskiwała sympatyków i czytelników nie tylko w kręgach rojalistycznych, a na jej łamach ostrzyli swoje polemiczne pióro znani pisarze i publicyści – Léon Daudet, Robert Brasillach, Paul Bourget. Założona zaś w tym samym roku młodzieżowa przybudówka i zbrojne ramię Action Francaise, tzw. Kameloci króla (Camelots du roi, od camelot – uliczny kolporter gazet), do której wstąpił m.in. pisarz katolicki Georges Bernanos, skupiała głównie studentów zafascynowanych Maurrasem.
Oprócz sprzedaży ulicznej i działań promocyjnych wokół dziennika „L’Action Francaise” organizowała zjadliwe antyrepublikańskie i antysemickie kampanie uliczne z wyraźnym zamiarem obalenia republiki siłą. Promowała tzw. coup de force (działanie siłowe), podbudowane teoretycznie przez Maurrasa i przygotowywane przez nacjonalistów, chętnych zaprząc „przemoc w służbę rozumu” na rzecz monarchii.
„Action Francaise zawsze uważała, że obecny rząd będzie najprawdopodobniej obalony (..) siłą oraz że zorganizowanie tego »coup de force«, jak i przygotowanie na to opinii publicznej (…) to główne i konieczne elementy jej programu. (…) Musimy pracować nad tym, by obalić tę legalną i konstytucyjną fikcję, która sprzeciwia się porządkowi, prawu i Królowi” – pisał Maurras w „AF” w grudniu 1909 r.
Zawsze z Kościołem
Ideę ojczyzny, przynależność do narodu nacjonaliści łączyli z katolicyzmem, gdyż był on czynnikiem spajającym wspólnotę narodową, elementem tożsamości francuskiej. W styczniu 1907 r. w biuletynie Ligi Ojczyzny Francuskiej Barres stwierdzał: „Uważam, że francuska narodowość jest ściśle powiązana z katolicyzmem, że ukształtowała się ona i rozwinęła w katolickiej tradycji oraz że próbując zniszczyć lub wyrugować z narodu katolicyzm, tak blisko związany z naszym sposobem odczuwania, nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo możemy zniszczyć tkankę narodu”.
Podobnie dziś brzmią słowa Jarosława Kaczyńskiego, który utrwala figurę Polaka-katolika, podkreślając, że polska wspólnota narodowa musi opierać się na Kościele katolickim, gdyż „Kościół jest jedynym depozytariuszem systemu wartości, który w Polsce jest powszechnie znany” (wystąpienie w Lublinie, 7 września 2019). Ten zaś, „kto podnosi rękę na Kościół, chce go zniszczyć, ten podnosi rękę na Polskę” (wystąpienie w Pułtusku, 4 maja 2019).
A tutaj cytat z programu wyborczego PiS-u z 2015 r.: nauka społeczna Kościoła nie ma „w szerszym społecznym zakresie żadnej konkurencji, dlatego też w pełni jest uprawnione twierdzenie, że w Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm”
Prezes i PiS wykluczyli tym samym ze wspólnoty narodowej tych, którzy się z katolicyzmem nie identyfikują, bądź jako katolicy odnoszą się krytycznie do zachowań hierarchów Kościoła.
W myśleniu Barresa i Maurrasa nie wiara katolicka była najważniejsza, lecz Kościół katolicki jako instytucja zhierarchizowana, stojąca na straży uświęconego porządku, tradycji i obyczajów. Dlatego nacjonalizm ekskluzywny instrumentalizował religię w celach politycznych i ideologicznych. Ówcześni zwolennicy sojuszu ołtarza z tronem to byli często niewierzący pisarze, publicyści i artyści.
Do tego grona należał m.in. Barres, który choć wychowany w duchu katolickim, zachowywał dystans do katolickiej wiary i atakował leżącą u podstaw chrześcijańskiej doktryny prawdę o tym, że „wszyscy ludzie są braćmi” („Scenes et doctrines du nationalisme”).
Pojęcie katolicyzmu pojawiało się w tekstach Barresa często, ale nie było ono pojmowane przez autora jako credo, lecz jako element konstytutywny kultury francuskiej i jedności narodowej.
To także przypadek Maurrasa, który wszak uważał się przez dużą część życia za agnostyka i pisał o ewangelistach jako o „czterech ciemnych Żydach”, ale akcentował wagę Kościoła katolickiego w społeczeństwie oraz jako instytucji nierozerwalnie złączonej z monarchą.
Jak twierdzi Michel Winock, zdecydowana „większość ówczesnych nacjonalistów, nawet oddalonych od katolicyzmu, odczuwała solidarność z instytucją Kościoła katolickiego. Podobnie jak armia (..) zapewniał on trwałość francuskiej tożsamości narodowej zakorzenionej w dawnej Francji, którą ukształtowała i skonsolidowała religia katolicka” („Les nationalismes francais”, jak wyżej).
Francja? Nie, to Polska
„L’Action Francaise” przeżywała swoje chwile chwały podczas I wojny światowej, wsławiając się gorącym patriotyzmem i antygermanizmem, przyciągając licznych czytelników i sympatyków, także tych z kręgów politycznych (Pierre Nora, „Les deux apogées de l’Action Francaise”, w: „Annales. Economies, sociétés, civilisations” nr 1/1964).
Na początku XX wieku sympatyzowało z tym pismem wielu intelektualistów czy pisarzy, m.in. Francois Mauriac, który wprawdzie nigdy nie znalazł się w kręgu Maurrasa, lecz nie krył podziwu dla intelektualnego wpływu, jaki jego ruch i dziennik wywierały na francuską młodzież. Podobnie Jacques Maritain, filozof i teolog, który w 1906 r. z protestantyzmu przeszedł na katolicyzm i także pozostawał pod silnym wrażeniem maurrassowskiej myśli. Dopiero papieskie potępienie „L’Action Francaise” i Charles’a Maurrasa, którego niektóre książki znalazły się na indeksie ksiąg zakazanych w grudniu 1926 r., skłoniło Mauriaca i Maritaina do ostatecznego zerwania z Maurrasem. Jednak w lipcu 1939 r., za pontyfikatu Piusa XII, ekskomunika została cofnięta.
W latach 30. Maurras odżegnywał się od niemieckich nacjonalistów: „Żadna nasza doktryna nie zbliża nas do nich. Wszelkie próby oskarżania nas o to nic nie dadzą: nikt nie zrobi z nas rasistów” („AF”, 9 października 1933). Pisał także, iż „rasistowskie przedsięwzięcie jest bez wątpienia czystym szaleństwem i prowadzi w ślepy zaułek” („AF”, 15 lipca 1936).
Jednak po klęsce Francji w 1940 r. gazeta przyjęła z radością utworzenie kolaboracyjnego rządu Vichy na czele z marszałkiem Pétainem i jego „rewolucję narodową”, która w oczach Maurrasa jawiła się jako „boska niespodzianka” a marszałek jako „cudowny zbawca”. Ten quasi-religijny język wymuszał wiarę bezgraniczną, dobrowolne, nieograniczone wyrzeczenie się wszelkiego osądu i kwestionowania reżimu Vichy. Całkowite posłuszeństwo.
Dlatego gazeta stała murem za marszałkiem, popierając ustawy antyżydowskie, Maurras zaś w 1941 r. potwierdzał konieczność „państwowego antysemityzmu”: „Nie chodzi o zniszczenie rasy [żydowskiej]. Chodzi o to, by naród francuski trzymał się z dala od tego narodu, który żyje pośród niego jako ciało całkowicie odrębne. Czy to więc kwestia krwi żydowskiej? Nie. To nie jest coś fizycznego – to historyczny stan członków narodu żydowskiego, którzy żyli i żyją nadal w tej wspólnocie”.
Gazeta nie protestowała także, gdy administracja i policja francuska ustalały listy proskrypcyjne i organizowały deportację Żydów (np. obława Vel d’Hiv w Paryżu w lipcu 1942 r.). Pozostawała wierna marszałkowi nawet po zajęciu przez Niemcy „wolnej strefy”. Jesteśmy, pisał Maurras, „zdecydowani wykonywać każdy z podjętych przez niego środków (…) w tym sensie, który on uznał za pożyteczny lub lepszy” („AF”, 3 lipca 1942).
polecił: Leon Rozenbaum
Mimo że w czasie wojny Action Francaise wyznawała radykalny antygermanizm, którego Maurras nigdy się nie wyrzekł, odmawiała poparcia dla ruchu oporu czy wznowienia walki z okupantem niemieckim. Potępiała rodzący się w Londynie Komitet Wolnej Francji pod przywództwem gen. de Gaulle’a, twierdząc, że „pozostawał on na usługach obcej potęgi”.
Maurras sugerował nawet dokonywanie egzekucji na członkach ruchu oporu: „Jeżeli kara śmierci nie wystarczy do wyplenienia gaullistów, trzeba brać zakładników spośród ich rodzin i wszystkich ścinać” („AF”, 1 września 1943). W artykule „Dla tych, którzy powinni się ukryć” żądał represji wobec ruchu oporu, bo działał on przeciw,,legalnemu rządowi” (Vichy), uprawiał „bandytyzm” (akcje zbrojne) i prowokował kontrakcję niemiecką, której za wszelką cenę należało uniknąć („AF”, 24 lutego 1943).
Równolegle AF odcinała się od paryskich dziennikarzy czy pisarzy, którzy wydawali, w dużej mierze ze wsparciem finansowym ambasady niemieckiej, kolaboracyjne pisma („Je suis partout”, „l’Oeuvre”, „Au Pilori”, „Aujourd’hui” i dziesiątki innych) lub regularnie publikowali na ich łamach swoje artykuły (m.in. Louis-Ferdinand Céline, Robert Brasillach, Pierre Drieu La Rochelle czy Marcel Déat (ten sam Déat wsławił się w 1939 r. zamieszczonym w „L’Oeuvre” artykułem „Dlaczego musimy umierać za Gdańsk?”, w którym nawoływał, by Francja nie wikłała się w wojnę z Niemcami w przypadku niemieckiej agresji na Polskę).
Maurras uważał się za agnostyka i wątpił w istnienie Boga, ale nie wątpił w Kościół jako instytucję. Dlatego tak on, jak i jego nacjonalistyczny ruch pozostają symbolem pokusy sojuszu ołtarza z tronem, instrumentalizacji religii przez ideologię czy partię polityczną.
Dowodów na istnienie owego sojuszu nie brakuje także w dzisiejszej Polsce. W istocie jest on na rękę obu stronom: hierarchowie Kościoła katolickiego, część kleru i wiernych popiera ów mariaż, gdyż zapewnia on finansową przychylność władzy, roztoczenie parasola ochronnego dla sprawców pedofilii w Kościele, zapewnia klerykalizację życia publicznego w zamian za promowanie partii Jarosława Kaczyńskiego i nawoływanie z ambon do głosowania na nią.
Śledząc losy francuskiego nacjonalizmu, nie trudno doszukać się podobieństw do dzisiejszego nacjonalizmu polskiego. Można by nawet wobec dzisiejszych polskich nacjonalistów sformułować zarzut zwykłego naśladownictwa tak postaw, jak i języka, gdyby nie to, że zapewne tylko nieliczni spośród nich słyszeli o Maurrasie.
To samo można powiedzieć o polskim Kościele, który stara się nie dostrzegać konsekwencji sojuszu ołtarza z tronem.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com