Polski Żyd ocalony z Dachau: Przez cztery lata wykonałem pięć tysięcy nielegalnych aborcji

Polski Żyd ocalony z Dachau: Przez cztery lata wykonałem pięć tysięcy nielegalnych aborcji

Katarzyna Wężyk


Dr Henry Morgentaler trzyma swojego 2,5-tygodniowego syna Benjamina podczas przyjęcia po wyroku kanadyjskiego sądu najwyższego, liberalizującym prawo aborcyjne (Fot. Tony Bock/Toronto Star via Getty Images)

W zimny styczniowy dzień w 1988 r. tłum przed kanadyjskim sądem najwyższym skanduje: “Henry, Henry, Henry”. Niski, brodaty okularnik unosi dwa palce w geście zwycięstwa. Sąd właśnie uznał, że nie tylko życie i zdrowie Kanadyjek, ale także ich priorytety i aspiracje są ważniejsze od płodu. – To najszczęśliwszy dzień w moim życiu  – mówi dziennikarzom ginekolog Henry Morgentaler.

Polski Żyd, który przetrwał Auschwitz i Dachau, przez 20 lat łamał kanadyjskie prawo, bo uważał, że jest niesprawiedliwe.

Koledzy obrzucali kamieniami

Henryk Morgentaler urodził się 14 marca 1923 r. w Łodzi w rodzinie z klasy robotniczej. Józef był tkaczem, Golda szwaczką, a oboje bundowcami, żydowskimi socjalistami, i trójkę dzieci wychowali na ateistów. – Filozofią mojej rodziny była sprawiedliwość społeczna, idea braterstwa i siostrzeństwa ludzi – powie później.

W międzywojennej Łodzi – gdzie Żydzi stanowili około jednej trzeciej populacji, a ich katoliccy sąsiedzi dawali im odczuć, że nie są mile widziani – wiara w owe ideały wymagała niejakiego samozaparcia. Henryk nie lubił chodzić do szkoły, bo polscy koledzy, zdarzało się, obrzucali go kamieniami. – To było normalne – wzruszy ramionami jego pierwsza miłość Chava Rosenfarb, która wychowała się w tej samej dzielnicy. Sama, choć później zostanie jedną z nielicznych pisarek tworzących w jidysz, pierwsze wiersze pisała po polsku. – Polski nadawał się na wiersze miłosne, jidysz na proletariackie. Jidysz był moją skórą, polski sekretnym językiem, arystokratycznym i romantycznym.

Gdy Łódź znalazła się pod okupacją niemiecką, Morgentalerowie i Rosenfarbowie poszli do getta. Ojciec Henryka, lider związkowy, zginął pierwszy. Starszą siostrę Gitlę zamordowano w Treblince. Henryk z młodszym Mumkiem i matką przetrwali, pracując w fabryce broni, do ostatecznej ewakuacji getta w sierpniu 1944 r. Próbowali się schować w skrytce za fałszywą ścianą i nawet przetrwali w niej dwa dni, ale zostali znalezieni, wpakowani w bydlęce wagony i wywiezieni do Auschwitz. Podczas selekcji matkę przeznaczono do natychmiastowej likwidacji, młodych i w miarę silnych chłopaków wysłano do Dachau.

Gdy pod koniec kwietnia 1945 r. przyszli Amerykanie, 22-letni Henryk ważył 32 kg, stracił zęby.

Ocalałem, więc się zrewanżuję

Studia medyczne zaczął jeszcze w Niemczech, po kilku miesiącach rekonwalescencji. – Zawsze chciałem być lekarzem. Kolejnym Ludwikiem Pasteurem, pomagać ludzkości – powie później. Dołączyła do niego Chava, ocalona z Auschwitz. Oboje nie widzieli dla siebie przyszłości w Polsce Ludowej i w 1950 r. wyemigrowali do Kanady, z trzema kartonami książek o psychologii i 20 dolarami w kieszeni.

Henryk zdobył dyplom, nauczył się angielskiego i francuskiego, zgubił „k” w imieniu i przez 15 lat pracował jako internista – choć porody też mu się zdarzało odbierać – w robotniczej dzielnicy Montrealu. – Czasem stykałem się z problemem aborcji, ale wiedziałem, że nic nie mogę zrobić, przerywanie ciąży było nielegalne, mogłem iść do więzienia na resztę życia. A w szpitalach były wtedy całe oddziały dla kobiet, które same bądź nielegalnie przerwały ciążę – stwierdzi.

W połowie lat 60. Morgentaler miał dom, pracę, żonę, dwójkę dzieci i kochankę (romansowa natura, wyjaśniał, to wina młodszego brata: matka poświęcała niemowlakowi więcej czasu, więc uznał, że kocha go mniej, i od tego czasu zawsze “potrzebował miłości kobiety”; czasem więcej niż jednej). Wiódł niezłe życie klasy średniej – ale nie był szczęśliwy. Męczyły go koszmary i poczucie winy: większość rodziny zginęła, dlaczego on nie? Chciał jakoś swoje ocalenie uzasadnić.

Dołączył do montrealskiego Bractwa Humanistycznego, organizacji idealistów i wolnomyślicieli, z mottem z Bertranda Russella: “Dobre życie opiera się na miłości i rozumie”. Po roku Morgentaler, dziecko bundowców, które wreszcie poczuło się u siebie, został jego szefem. – I pomyślałem: co by tu zrobić, żeby nasze ideały realizować w praktyce?

Frankofoński Quebec, do lat 60. ultrakatolicki – religia, jak w Polsce pod zaborami, była niezbywalnym składnikiem tożsamości w prowincji otoczonej anglojęzycznymi protestantami – właśnie wchodził w czas przyspieszonej sekularyzacji. Dyskutowano o roli Kościoła, świeckości szkół, rozwodach, kontroli urodzeń. Morgentaler w tych debatach bronił postępu. I szybko skupił się na kwestii aborcji.

Aborcja na żądanie w pierwszym trymestrze

W 1967 r. jego kolega z Bractwa Pierre Trudeau został ministrem sprawiedliwości – rok później premierem – i z marszu zaproponował legalizację rozwodów, dekryminalizację antykoncepcji i umiarkowaną liberalizację prawa aborcyjnego. Zamiast absolutnego zakazu przerywanie ciąży miało być legalne w przypadku zagrożenia życia i zdrowia kobiety – ale tylko wtedy, gdy zabieg będzie przeprowadzony w szpitalu, a zatwierdzi go specjalny komitet. Podczas wysłuchania w parlamencie Morgentaler przekonywał, że to za mało: kobiety w pierwszym trymestrze ciąży powinny mieć prawo do aborcji na żądanie. – Ale tak bez podawania powodów? – członek komisji myślał, że się przesłyszał.

Morgentaler zdecydowanie wyprzedzał czasy: idea, że kobieta miałaby mieć prawo do decydowania o sobie tak po prostu, w kanadyjskiej polityce A.D. 1967 była mniej więcej tak popularna jak w polskiej A.D. 2021. Ustawa przeszła w rządowej wersji. Ale Henry został zauważony. Głównie przez Kanadyjki, które nie chciały czekać do ośmiu tygodni, aż komitet rozpatrzy ich sprawę, i zaczęły prosić o pomoc tego empatycznego i rozsądnego lekarza z brodą hipisa i wschodnioeuropejskim akcentem.

Początkowo odmawiał. – Mówiłem: współczuję pani, ale nie mogę pomóc. Stracę prawo do wykonywania zawodu, trafię do więzienia, a mam rodzinę na utrzymaniu – wspominał. Ale prośby dalej spływały, podobnie jak relacje kobiet, którym odmówił zabiegu, a one zrobiły go i tak. Wahał się dwa miesiące, czując się coraz bardziej jak tchórz i hipokryta. – Zdecydowałem się łamać prawo, bo kobiety umierały z rąk rzeźników i niekompetentnych konowałów. To prawo było barbarzyńskie, niesprawiedliwe i okrutne. Byłem w obozie koncentracyjnym, wiedziałem, czym było cierpienie. Jeśli mogłem to cierpienie zmniejszyć, czułem się całkowicie usprawiedliwiony.

Tak rozpoczęła się “największa przygoda mojego życia – tak, stało się stresujące, ale żyłem zgodnie z głoszonymi przez siebie zasadami”.

Publiczna telewizja filmuje aborcję

Pierwszą ciążę przerwał w 1968 r. osiemnastoletniej córce przyjaciółki. W następnym otworzył w Montrealu w pełni wyposażoną klinikę, która oferowała aborcje w pierwszym trymestrze. Jako pierwszy w Ameryce Północnej stosował metodę próżniową, bezpieczniejszą od łyżeczkowania. Nie reklamował swoich usług, ale też specjalnie nie ukrywał. Nielegalne zabiegi uznał za akt obywatelskiego nieposłuszeństwa. – Własnej matki nie zdołałem ocalić. Ale mogłem ratować inne matki. To było jak nakaz: jeśli pomogę kobietom mieć dzieci tylko wtedy, gdy mogą dać im miłość i opiekę, te dzieci nie wyrosną na gwałcicieli i morderców. Nie zbudują obozów koncentracyjnych.

Po raz pierwszy trafił do aresztu już w 1970 r. Jak tylko wyszedł, wrócił do zabiegów; raz zaprosił nawet publiczną telewizję, by sfilmowała całą procedurę; stacja pokazała program w Dzień Matki. Publicznie, na konwencji Canadian Women’s Coalition to Repeal the Abortion Law, zadeklarował, że przez cztery lata zrobił 5 tys. bezpiecznych, choć nielegalnych aborcji. Wysłał do premiera Trudeau list, w którym napisał, co robi, jak i dlaczego nie zamierza przestać. Prowokował państwo do reakcji.

Doczekał się jej w 1973 r., gdy po raz pierwszy stanął przed sądem. Był już tak znany, że demonstracje w jego obronie i marsze przeciwników “mordercy dzieci” odbyły się w całym kraju. – Stanąłem przed ławą przysięgłych, a ona mnie uniewinniła. Wydawało się, że nie mam wiele wspólnego z ławnikami – oni byli katolikami z robotniczych dzielnic, ja żydowskim imigrantem, ateistą i humanistą, który nie przysięgał na Biblię, ale mi uwierzyli.

Oskarżenie w trzech procesach nie zdołało przekonać ławników, że ginekolog robił coś złego, łamiąc złe prawo. Za trzecim razem sąd apelacyjny ten werdykt anulował i wsadził lekarza na 18 miesięcy. Wyszedł po dziesięciu, po ataku serca, wychudzony, wymęczony i w długach – skarbówka dołożyła mu podatek za te 5 tys. aborcji.

Quebec w międzyczasie praktycznie aborcję zalegalizował – ogłosił, że nie będzie ścigać lekarzy – ale w pozostałych prowincjach zabiegi były wciąż nielegalne. Na początku lat 80. Morgentaler otworzył więc nielegalne kliniki w Toronto i Winnipeg, niedługo później znów dostał zarzuty (prokurator mówił potem, że nawet od katolików, ba, od własnych rodziców słyszał pytania, po co go ściga). Tym razem proces zakończył się w sądzie najwyższym. Właśnie weszła w życie nowa konstytucja, z Kartą Praw i Wolności, a sędziowie musieli zdecydować, czy mieści się w niej prawo do aborcji.

W 1988 r. sędziowie stosunkiem głosów pięć do trzech uznali, że mieści. I to do aborcji na żądanie. Przewodniczący Brian Dickinson uzasadniał: „Zmuszanie kobiety, pod groźbą sankcji karnej, do donoszenia płodu, jeśli nie spełnia pewnych kryteriów, które nie mają nic wspólnego z jej własnymi priorytetami i aspiracjami, jest głęboką ingerencją w jej ciało, a tym samym naruszeniem jej osobistego bezpieczeństwa”. – Wyrok potwierdzał wszystko, w co wierzyłem: dał kobietom status pełnoprawnych istot ludzkich zdolnych do podejmowania decyzji dotyczących własnego życia – podsumował Morgentaler.

Stałem się celem i muszę z tym żyć

Ale 65-letni lekarz nie przeszedł na emeryturę. Co prawda aborcja została zdekryminalizowana na szczeblu federalnym, lecz nie wszystkie Kanadyjki miały do niej dostęp: wciąż było za mało lekarzy, za mało szpitali przeprowadzających zabiegi, no i w wielu prowincjach kobiety musiały płacić za nie z własnej kieszeni.

Przez kolejne niemal 20 lat Morgentaler jeździł po kraju, otwierał kliniki w konserwatywnych wschodnich prowincjach i pozywał ich rządy, domagając się refundacji aborcji. No i robił zabiegi – przestał dopiero w 2006 r., w wieku 83 lat, po poważnej operacji serca.

Przemieszczał się w kamizelce kuloodpornej – kanadyjskie ruchy anti-choice zaczęły kopiować taktyki swoich południowych sąsiadów i dostawał stosy listów z pogróżkami. Raz został zaatakowany przez mężczyznę z ogrodniczymi nożycami. Innym razem klinika w Toronto została obrzucona bombami zapalającymi. Morgentaler: – Stałem się celem i muszę z tym żyć. Ale jestem ogromnie zadowolony, że moje życie nie poszło na marne i że mogłem pomóc wielu osobom. To jest moje dziedzictwo: w klinikach kobiety traktowane są z szacunkiem, godnością, ze zrozumieniem, współczuciem i kompetentnie.

Morgentaler do końca budził potężne kontrowersje. Gdy University of Western Ontario przyznał mu honorowy doktorat, darczyńca uczelni wykreślił z testamentu zapis o dwumilionowej dotacji, a 12 tys. osób podpisało petycję, by mu ten doktorat odebrać. Uniwersytet się nie ugiął. W 2008 r. otrzymał jedno z najwyższych państwowych odznaczeń: Order Kanady. W proteście swoje ordery oddało kilku wcześniejszych nagrodzonych, w tym kardynał Jean-Claude Turcotte.

Morgentaler zmarł w 2013 r., w wieku 90 lat. Żegnała go trzecia żona – sporo nekrologów wspominało, że zmarły był “babiarzem” – i czwórka dzieci. Przedstawiciele ruchów antyaborcyjnych wyrazili ubolewanie, że przed śmiercią się nie nawrócił.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com