Putin z błogosławieństwem moskiewskiej Cerkwi udoskonalił bolszewizm

W drugiej połowie XIX w. na Syberię z całego Imperium Rosyjskiego co roku trafiało 10-15 tys. zesłańców, a ich liczba przekraczała 250 tys. Żeby zmniejszyć śmiertelność wywołaną trudami długiej podróży, władze wybudowały kilkadziesiąt więzień etapowych, gdzie skazani odpoczywali w drodze na Sybir. Na ilustracji obraz Jacka Malczewskiego ‘Śmierć na etapie’ (1891 r.). Fot. BE&W


Putin z błogosławieństwem moskiewskiej Cerkwi udoskonalił bolszewizm

Paweł Smoleński


Putin sięga po sprawdzony przez Stalina sposób działania. Chce sterroryzować i połknąć Ukrainę.

.

Rosja wszelkich odmian i rodzajów akurat w tym sposobie masowego torturowania, jakim jest zesłanie, wprawę ma niemożebną. Nikt Rosji w tym nie dorówna, co wiadomo od wielu dziesiątek lat. Moskwa organizowała wywózki już w odległych czasach imperium Romanowych, by później tylko doskonalić się w bestialstwie. Wszak biegłość osiąga się dzięki długiej praktyce, a widać to choćby w działaniach rosyjskiej armii w Ukrainie, nadzwyczaj sprawnej w rabunkach, mordach i gwałtach. Lecz to, co działo się za Aleksandrów i Mikołajów, zdaje się niewinną igraszką w porównaniu z zsyłkami leninowsko-stalinowskimi. Putin, co raczej pewne, wistuje co najmniej oczko wyżej niż jego bolszewiccy mentorzy w zbrodni .

Nikt nie wiedział, czy obejmie go wywózka

Musimy bowiem uznać, że za carów zsyłka jako rodzaj tortury był czymś w rodzaju klapsa w pupę malucha, czyli metodą wychowawczą, jaką w dzisiejszej Polsce postuluje obecny rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak oraz katolicki „Gość Niedzielny”. To prawda, że wystarczyła powątpiewająca mina, kiedy monarcha opowiadał o sobie, jaki jest dobry, szczodry i mądry, by skończyć gdzieś pod Jakuckiem lub w dorzeczu Leny.

Skazaniec nie dojadał, zęby chwiały się od szkorbutu, sypiał w towarzystwie pluskiew, cierpiał od mrozu, grzązł w śniegach lub wiosennym błocie. Wielkie mi halo, skoro zachował imię i nazwisko, miał prawo pisania listów, a niekiedy na zesłanie dobrowolnie jechała z nim rodzina.

Taki Benedykt Dybowski odkrył podczas zesłania ponad setkę skorupiaków z rodziny obunogów, nieznanych wcześniej nauce, oraz sześć gatunków ryb. A Bronisław Piłsudski doskonale opisywał kultury rdzennych ludów najdalszej Syberii. Rosyjska bolszewia nie była aż tak wspaniałomyślna i łaskawa, bo uznała, że zsyłki należy udoskonalić.

Najbystrzejszy w tym względzie był bez wątpienia towarzysz Soso, dziobaty po mordzie konus, maestro terroru. Ten niedoszły mnich ruchem palca przesiedlał całe narody, w jego polityce wywózka i zsyłka miała być doświadczeniem jak najbardziej powszechnym. Pojechali więc w azjatyckie stepy i syberyjskie zimności kaukascy Czeczeni oraz Tatarzy krymscy. Stalin wywiózł tysiące Estończyków, Łotyszów i Litwinów. Swoje wzięli Polacy z podbitych przez bolszewików po wschodnich terenów II RP.

Nikt nie wiedział, czy obejmie go wywózka. Raz brano z tej wioski, raz z owakiej, z tej albo tamtej kamienicy. Niby nie było w tym składu i ładu, doskonały bałagan zamiast logiki, choć – gdy posowiecka Rosja na chwilkę otworzyła archiwa – okazało się, że zbrodnia jest skrupulatnie udokumentowana, każdy zesłaniec ma swoją rubryczkę w niekończących się buchalteryjnych tabelach.

W transportach tłoczyli się ludzie pozbawieni jednostkowej tożsamości, za to przekonani, iż zapodzieją się gdzieś w bezkresach rosyjskiego Wschodu i Północy i pies z kulawą nogą nie pozna miejsca ich pochówku. Najbliżsi nie wiedzieli, co się z nimi dzieje. Jeśli kogoś zamordowano lub umarł od chorób, głodu i pracy, rodzinie wysyłano wiadomość o np. dziesięcioletnim zakazie korespondencji. Za to zesłańcy byli pewni, że dotarli do dna piekieł, a ich straszliwy los jest definitywnie przesądzony. Trafiali w niebyt, na – jak pisał Józef Czapski – „nieludzką ziemię”, gdzie nic nie było na ludzką miarę i wyobraźnię, a przeżycie oznaczało cud, boską interwencję.

Sowieckie łagry i zesłania nie były represją za konkretne przewinienia wobec władzy; za domniemany grzech jednostki odpowiadały całe narody i grupy społeczne. Tak wyglądała metoda na urządzenie państwa totalitarnej dyktatury. I – w przypadku krajów zagarniętych przez Sowiety – sposób na spacyfikowanie podbitych ziem.

Putin chce połknąć Ukrainę

Nie ma się więc czemu dziwić, że Putin sięga po sprawdzony przez Stalina sposób działania. Chce sterroryzować i połknąć Ukrainę, więc wywózki bardzo mu się przydają. Piszą o tym gazety od Rzymu po Nowy Jork: tysiące ludzi ze wschodu Ukrainy – poprzez obozy filtracyjne, czyli rosyjską odmianę nazistowskich koncentraków – trafiają na zesłanie od Uralu po Syberię.

Pomysłodawcom zsyłek Ukraińców warto polecić „Archipelag Gułag” Aleksandra Sołżenicyna. Stoi tam jak wół, że Stalinowi udało się złamać łagrami i zesłaniami Rosjan, Bałtów, Polaków i Czeczenów, ale z Ukraińcami nie dał sobie rady. To oni wszczynali bunty i rebelie, więc jeśli komuś się zdaje, że dzięki wywózkom Ukraińców osiągnie normalizację i ciszę jak na cmentarzu, głęboko się myli.


Paweł Smoleński – pisarz, publicysta, reporter „Gazety Wyborczej”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com